Ból głowy i karku przy zespole niedociśnienia śródczaszkowego jest najbardziej wyraźnym, bo najsilniejszym objawem, dlatego może on zagłuszać inne współtowarzyszące objawy. Skupiał on na sobie całą moją uwagę, przez co nie dostrzegałam innych ważnych objawów choroby. Oprócz tego wyróżniał się swoją intensywnością i tak naprawdę myślałam, że wszystko zaczęło się od dnia, w którym dopadł mnie ten okropny ból, lecz myliłam się. Z perspektywy czasu dostrzegłam wiele objawów, które wcześniej ignorowałam, gdyż nie uważałam je za istotne. Teraz wiem, że to one były pierwotnymi sygnałami rozwijającej się choroby:
Kilka tygodni przed tym, jak zaczęła boleć mnie głowa, miałam delikatne zaburzenia równowagi. Przy wstawaniu, lub przemieszczaniu się miałam dziwne wrażenie, jakby kręciło mi się w głowie.
Było to tylko wrażenie, bo nie miałam wyraźnych zawirowań ale czułam pewną niestabilność i brak pewności przy stawianiu kroków. Na ogół trwało to chwilę i potem znikało. Obawa, że się przewrócę była niemiła, pierwsze kroki robiłam asekuracyjnie. W ciągu dnia było już lepiej, chociaż przy wstawaniu z pozycji siedzącej zawsze czułam się lekko "pijana". Tłumaczyłam to sobie tym, że byłam przepracowana i przemęczona.
Było to tylko wrażenie, bo nie miałam wyraźnych zawirowań ale czułam pewną niestabilność i brak pewności przy stawianiu kroków. Na ogół trwało to chwilę i potem znikało. Obawa, że się przewrócę była niemiła, pierwsze kroki robiłam asekuracyjnie. W ciągu dnia było już lepiej, chociaż przy wstawaniu z pozycji siedzącej zawsze czułam się lekko "pijana". Tłumaczyłam to sobie tym, że byłam przepracowana i przemęczona.
Innym objawem była nadwrażliwość na światło. Nie światłowstręt, ale nieprzyjemne uczucie kiedy spoglądałam na okno, albo jak wychodziłam na dwór. Raziło mnie, a potem chyba jakoś przywykałam, chociaż odczuwałam wyraźną ulgę, kiedy znajdywałam się w pomieszczeniu.
Byłam również wrażliwa na dźwięki. Denerwowało i drażniło mnie wszystko oprócz ciszy. Męczyłam się, kiedy grał telewizor w tle, albo kiedy mąż rozmawiał przez telefon.
Często odczuwałam kłucie na wysokości czoła, nad uszami, albo w okolicach skroni. Był to bardzo ostry ból, trwający sekundę, może dwie. Gdyby trwał dłużej - nie zniosłabym go. Ponieważ odchodził szybko i samoistnie, również ignorowałam go zwalając wszystko znowu na przepracowanie albo stres.
Ogólnie od pewnego czasu pobolewała mnie głowa i pamiętam, że byłam zaskoczona, że coraz częściej mi się to przydarzało, gdyż wcześniej w swoim życiu raczej nie cierpiałam na częste bóle głowy.
Miałam problemy z koncentracją, nie mogłam utrzymać myśli, które rozbiegały się. utrudniało mi to studiowanie i pisanie prac. Oczywiście wciąż winiłam przemęczenie i stres.
Wydawało mi się, że łapie mnie przeziębienie, albo grypa, bo od wielu dni pobolewało mnie za uszami mniej więcej tak jak przed chorobą bolą węzły chłonne. Sprawdzałam, czy były powiększone, ale nie wyczułam niczego.
Zaczęły mnie boleć plecy mniej więcej na wysokości łopatek. Nie był to uciążliwy ból, ale pamiętam, że prosiłam męża aby mi je rozmasował, wierząc, że mi to pomoże.
Wszystkie te drobne dolegliwości przychodziły i odchodziły przez okres prawdopodobnie kilku tygodni, może dłużej. Nigdy nie wiązałam ich jakoś ze sobą. Byłam też zbyt zajęta. Nie dałam sobie szansy na usłyszenie tego, co starał się mi od dłuższego czasu przekazać mój organizm. Czerwona lampka paliła się, a ja prowadząc intensywny tryb życia, skupiona na pracy, nauce, pisaniu książki, regularnym sporcie i wielu innych pilnych sprawach oraz zajęciach przeoczyłam nadciągające nieszczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz