Zespół podciśnienia śródczaszkowego, bóle głowy i inne objawy, przyczyny, leczenie, rehabilitacja

wtorek, 25 czerwca 2019

Złe diagnozy, czyli od lekarza do lekarza i próbowanie "czego się da".

Statystyka mówi, że na zespół podciśnienia śródczaszkowego cierpi          5:100 000 osób. Możliwe, że liczby te byłyby wyższe, gdyby wykrywalność choroby była skuteczniejsza. Niestety na razie podciśnienie jest praktycznie wcale nie wykrywane przez lekarzy pierwszego kontaktu. Specjaliści również nie od razu dostrzegają z czym mają do czynienia. Jest to trochę podstępna choroba i rzeczywiście trudna do zdiagnozowania między innymi dlatego, że objawami przypomina zupełnie inne dolegliwości. Innym czynnikiem utrudniającym jest mała baza danych, mała świadomość i niewystarczająco rozpowszechniana wiedza i informacja na ten temat. 

Kiedy ból nie dawał mi żyć, ani zamiast z upływem czasu słabnąć - wzmagał się, poszłam do lekarza rodzinnego. Mieszkam w Wielkiej Brytanii, ale to nie ma znaczenia, bo okazało się potem, że wykrywalność tu, jak i w Polsce jest prawie zerowa. Pan doktor przeprowadził ze mną wywiad, zbadał mnie pod kątem neurologicznym, aby wykluczyć problem natury neurologicznej.
Tutaj pojawia się pierwszy paradoks, gdyż lekarz faktycznie nie stwierdził u mnie żadnego urazu, ani uszkodzonego nerwu, a jednak jak się potem okazało wylądowałam na neurologii w szpitalu w Polsce. Zwyczajnie nie było to na tamtą chwilę oczywiste, albo lekarz nie słyszał o zespole podciśnienia śródczaszkowego, albo słyszał o nim ale nie dostrzegł tego u mnie na podstawie przeprowadzonego badania i rozmowy ze mną. Wypisał mi receptę na leki przeciwbólowe (Naproxen) i uspokoił, że sztywność karku, niemożność pochylenia głowy na dół oraz ból głowy, karku i pleców są objawami przy przeforsowaniu grupy mięśni karku i szyi oraz mięśnia czworobocznego. Zapewnił, że za jakiś tydzień wszystko przejdzie. Wymienione objawy były moim głównym problemem, więc nie wspominałam o pozostałych. Nie tylko dlatego, że nie uważałam je za szczególnie istotne, ale też wielu z nich nie dostrzegałam w tamtym okresie. Ból, a raczej zwalczenie go było dla mnie sprawą priorytetową i nigdy nie pomyślałabym, żeby wspomnieć o tym, że np. nie mogę zebrać myśli i jestem bardzo otępiała. Również nie przyszło mi do głowy jako znaczące, aby wspomnieć o tym, że ból łagodnieje kiedy kładę się do łóżka, a wraca kiedy wstaję. A szkoda, bo to mogło mieć ogromne znaczenie przy stawianiu diagnozy. Jest to przecież chyba najważniejszy objaw wyróżniający tę chorobę. Z drugiej strony potwierdza to brak świadomości lekarza, który gdyby znał charakterystyczne objawy zespołu podciśnienia śródczaszkowego, wiedziałyby aby zadać mi odpowiednie pytania. Gdyby tak było, dowiedziałby się, że ból przy pionizacji spowodowany jest wyciekiem płynu z rdzenia. W dodatku zasugerował się tym, że boli mnie od dnia, kiedy się wspinałam.

Kilka dni później było ze mną już tak źle, że wieczorem mąż zawiózł mnie do szpitala. Niestety kolejka chorych była tak długa, że czas oczekiwania wynosił pięć godzin. Postanowiłam wrócić do domu, bo miałam przeczucie, że znowu dostałabym tylko receptę na środek przeciwbólowy. Rano jak zwykle czułam się lepiej, dopóki przed południem ból znowu wrócił. 

Zaczęłam chodzić na masaże Tuina. Wiem, ze są bardzo skuteczne przy zwalczaniu wszelakich bóli mięśniowych, więc stwierdziłam, że poddam się kilku sesjom, aby przyspieszyć rekonwalescencję moich mięśni.

Po upływie kolejnego tygodnia postanowiłam iść znowu do lekarza, bo czułam się cały czas bardzo źle, a ból kontrolował całe moje życie. Były dni, kiedy nie mogłam pracować, opuszczałam też zajęcia z kursu na który chodziłam. Nie byłam też pewna, czy masaże spełniały swoją funkcję i chciałam to skonsultować.

Przyjął mnie inny niż poprzednio lekarz i po wysłuchaniu mnie kazał stanąć plecami do niego. Powiedział, że mam wyraźne przekrzywienie na jedną stronę, co jest dowodem na to, że jedna grupa mięśni pracuje mocniej. Wyjaśnił, że moje bóle są naturalne przy tak przeciążonym/przykurczonym mięśniu czworobocznym, i że uczucie ciągnięcia w tył pochodzi stąd, że mięśnie okalające głowę są z nim bezpośrednio połączone. Powiedziałam, że trwa to już kilka tygodni, że już byłam raz z tym samym problemem, że nic się nie polepsza i że się martwię. Chciałam jakieś dodatkowe badania. Zapewnił mnie, że to nic strasznego i że nie ma potrzeby wysyłania mnie na żadne dodatkowe badania. Zalecił kontynuowanie masażu (za który płaciłam sama) i przyjmowanie Naproxenu. Kiedy wyglądałam na przerażoną powiedział, że widzi, że się boję i mam czarne myśli, ale gwarantuje mi, że za dwa tygodnie zapomnę iż cokolwiek mnie bolało. Ten lekarz również nie zorientował się co mi dolegało. Nie spodobało mi się, że nie pozwolił mi przebadać się bardziej dokładnie, tym bardziej, że wróciłam z tym samy problemem oraz to, że zalecił mi kontynuowanie masażu, który okazał się dla mnie zgubny.

Wzięłam razem sześć sesji wyjątkowo bolesnego masażu. Na ostatniej sesji, osoby, które zajmowały się mną okazały zdziwienie, że ból wraca z takim samym natężeniem. Było to dla nich nielogiczne. Na koniec wykonano dla mnie wyjątkowo bolesny masaż głowy. Krzyczałam i płakałam, ale nie wyrywałam się, bo zostałam uprzedzona, że będzie bardzo bolesny, ale też, ze mi pomoże. Kiedy tortura zakończyła się, usłyszałam, że teraz już wszystko powinno być dobrze, bo usunięto z mojej głowy zalegającą starą krew i dopompowano świeżą. Ponoć skurczone i twarde jak kamienie mięśnie hamowały naturalny przepływ krwi do mózgu. Oprócz tego zasugerowano, abym zmieniła dietę, bo to była według nich prawdopodobna przyczyna moich dolegliwości. Podczas wszystkich sesji masażu mówiono mi jak bardzo mam twarde i zasupłane w węzły mięśnie karku i okolic. Starano się je rozbić. Potem okaże się, że to była błędna ocena, a ostatni masaż głowy był prawdopodobnie przyczyną powstania w mojej głowie dwóch krwiaków. W moim przypadku tego typu masaż był bardzo niebezpieczny. Przy zespole podciśnienia śródczaszkowego nie można wykonywać masaży (tym bardziej takich), ponieważ istnieje ryzyko powstawania krwiaków przymózgowych oraz poprzemieszczane mogą być pewne struktury w wyniku "zasysania". Mogły one u mnie powstać jako jeden z możliwych współistniejących symptomów choroby, ALE masaż "dokrwawiający" głowę mógł zrobić swoje.

Szczęście w nieszczęściu, bo patrząc wstecz, kiedy pojawił się pierwszy ból - na drugi dzień, kupiłam bilet lotniczy do Polski planując krótki odpoczynek u rodziców. Od tamtej pory do któregoś dnia po przylocie byłam błędnie przekonana, że bolały mnie mięśnie, które nie chciały się z jakichś przyczyn rozluźnić.

W Polsce dostałam przepisane od neurologa tabletki na rozluźnienie mięśni. Nie pomagały. Rodzice byli przekonani, że coś było ze mną nie tak, bo wyglądałam bardzo źle, byłam bardzo słaba, miałam zadyszkę przy najmniejszym wysiłku i sprawiałam wrażenie jakbym miała zaraz zemdleć albo dostać zawału. W dodatku ból sprowadzał mnie na podłogę przy każdej próbie wstania i odbierał mi siły. Słaniałam się na nogach, dosłownie odpływałam.

Poszliśmy do lekarza rodzinnego, który najpierw dał mi skierowanie na wykonanie badania krwi, którego wyniki były w normie. Na własną rękę zadbałam jeszcze o to, aby zrobić prywatnie EEG głowy, które również wyszło prawidłowe. Kiedy do niego wróciłam słaniając się na własnych nogach dał mi skierowanie na rezonans magnetyczny, gdyż uznał, że  faktycznie coś było ze mną nie tak. Tego dnia wiedziałam, że nie wracam do Wielkiej Brytanii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz